Zaczęło się w środę po południu burzą. Ale nie jakąś zwykłą burzą ale 2-godzinnym grzmotem, błyskami co chwile i ścianą deszczu. Kilka razy uderzył piorun w pobliskie słupy wysokiego napiecia i w las około 100 m od domu. Miałam wrażenie, że burza wisiała nad domem przez 2 godziny.
Trochę drzew zostało powalonych ale na szczęście we wsi żaden dom nie ucierpiał.
W ciągu 2 dni spadło 50 mm deszczu - 50 litrów na m2. W zeszłym roku to wystarczyło, aby rzeki wystąpiły z brzegów. Na szczęście na razie nam to nie grozi, bo ulewy poprzedziły długotrwałe susze.
Dwa dni psy nudziły się w domu bo, żadnemu się nie chciało wychodzić na dwór, bo padało do uszu :)
Dziś rano nareszcie udało nam się wyjść na dłuższy spacer, ku uciesze psiaków, które mogły pobrodzić w kałużach i poszaleć po mokrej trawie.
Rośliny w ogrodzie też są chyba zadowolone a szczególnie róże. Potrzebowały chwili odpoczynku od upałów.